Z pierwszym oficjalnym postem był taki problem, że nie
miałam na niego pomysłu. Miotałam się od jednego do drugiego i nic nie mogłam wymyślić. Aż nadszedł ten dzień- dzień rozpoczęcia kolejnego Festiwalu Kawy we
Wrocławiu!
Pierwsza edycja miała miejsce w maju ubiegłego roku.
Spontaniczny pomysł, sposób na poznanie miasta które, jako studentce I-go roku
było obce (umiałam pokonać trasę uczenia-dom-dworzec PKP-sklep).
Tematem pierwszej odsłony festiwalu było latte. Kilkanaście
kawiarni zgłasza gotowość do przedstawienia swojego zestawu kawa+deser, i przez
tydzień można wędrować od jednego lokalu do drugiego i próbować co tam mają
dobrego. Mój nr. 1 na zawsze i na wieczność to chałowe latte w CIŻ-u (Centrum
Informacji Żydowskiej). Tak już wyszło że podczas każdego festiwalu udajemy się
tam tak czy inaczej. Po prostu TRZEBA.
Następna edycja- wrzesień 2015. Espresso. W pamięć zapadł mi
suflet z Giselle. Słów brak. Idealna słodkość, idealne rozpływające się
wnętrze, idealny smak czekolady, wszystko idealne. CUDO.
Trzecia edycja, zakończona w zeszłym tygodniu, była
alternatywna. W rzeczy samej! Były bardzo pozytywne zaskoczenia, były łzy
wzruszenia jak i smutne miny spowodowane rozczarowaniem. Nawet świat kawy i
deserów nie jest idealny.
7 dni, 7 kawiarni, 2 ludzi i WRC. Wyprawy małe i duże,
dalekie i bliskie, na Rynek i w rejony nieznane nawet mojemu wrocławskiemu
przewodnikowi, ale udało się. Post z moją mini recenzją i fotorelacją wrzucam
po weekendzie, gdyż sobotę i niedzielę jestem w pracy. Miłego wieczoru :)